wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 3

Generalnie kicz. Przedświąteczny kicz, który jest dosłownie wszędzie, w każdym najmniejszym zakamarku i na każdym centymetrze każdej sklepowej wystawy.W przeciwieństwie do śniegu, którego nie spadł ani jeden złamany, parszywy płatek i gdyby nie wszechobecne światełka byłoby bardzo szaro i smutno. Ale nie jest szaro i smutno, więc nie ma nad czym się zastanawiać. Wkurzają mnie tylko laski przebrane za aniołki, które są tak natarczywe w rozdawaniu ulotek, gratisów czy zachęcaniu do zrobienia sobie zdjęcia z Mikołajem za "kilka złotych". Czy wyglądam na osobę, która wierzy w Mikołaja i chce z nim zdjęcie? Nie sądzę. Ja wiem, że to ich praca i, że one tak muszą, ale krew mnie zalewa gdy widzę ich bezmyślność. Chociaż nie ma co się irytować, mają taką pracę bo gdyby nie były tak bezmyślne robiłyby coś ambitniejszego niż rozdawanie ulotek i uśmiechanie się pomimo niewygodnych, anielskich skrzydeł, które wpijają się w ramiona. Założę się, że połowa to humany, hehe, nieśmieszne.
-Dobra, co chcesz kupić?- zapytałam Pauli, która przyglądała się wystawie sklepu rowerowego.
-Może bidony dla chłopaków? W sumie jeżdżą tymi lowelami to im się przyda, plawda?- popatrzyła się na mnie pytającym wzrokiem i popukała palcem w szybkę.
-A nie mają żadnych bidonów?
-Mają, ale są stale. Wrzucę im do ślodka jakieś słodycze i będzie ok.- i tym sposobem zakupiłyśmy bidony. Paula ma dwójkę młodszych braci, którzy wytrwale uskuteczniają kolarstwo górskie i całkiem nieźle im to idzie, są w jakimś klubie. Ruszyłyśmy dalej, kupiłam mamie ładny, biały wazon, który wygląda jakby był stłuczony. Miła pani ekspedientka nawet mi go zapakowała, bardzo się z tego cieszę bo moje pakowanie wygląda tak, że opakowanie zawiera więcej taśmy i nienawiści do świata niż papieru ozdobnego.
-A masz coś dla Cynamona?
-Właśnie nie. Myślałam nad płytą Ciężkich puszek, ale ty już mu dałaś zglać od siebie, głupia łajzo.- tyknęła mnie w ramię.
-Daj mu kaktusa.- wzruszyłam ramionami i pokazałam na kwiaciarnię.
-Co? Czemu kaktusa?
-Bo to bez sensu. Poza tym: kto nie lubi kaktusów? Nie trzeba ich podlewać i w ogóle. A te są kwitnące i mają urocze czapeczki mikołajów, zobacz.- zbliżyłyśmy się do witryny, na której rzeczywiście stały kaktusy. Niektóre miały ładne, różowe lub żółte kwiatuszki wyrastające jakoś od boku i na każdym kaktusie była malutka, filcowa czapeczka mikołaja, wyglądało to uroczo.
-Napiszesz mu na doniczce, że jest super chłopakiem, że go kochasz ponad swe życie i inne takie tandetne teksty. Spodoba mu się, tak myślę.
-No dobla, jak coś to to będzie twoja wina. I pomożesz mi lysować po tej doniczce.
-Niby z jakiej racji mam ci pomagać?- zaśmiałam się i otworzyłam przyjaciółce drzwi do kwiaciarni, uderzyło nas ciepłe, pachnące powietrze.
-Bo cię ploszę.- uśmiechnęła się rozbrajająco i zwrociła się to wlaścicielki kwiaciarni
-Dzień dobly, chciałyśmy plosić o jednego kaktusa. Tego z lóżowym kwiatkiem.- zakupiłyśmy kaktusa, którego schowałyśmy w pudełeczko i owinęłyśmy szalikiem by nie zmarzł, w końcu to roślinka, która lubi ciepło i udałyśmy się na poszukiwanie pisaków do szkła. Po drodze kupiłam Justinowi urocze, reniferkowe skarpetki i słuchawki bo ciągle potrzebuje nowych, Amanda przegryza mu kabelki. Głupi gryzoń. W sensie, że szynszyla, nie mój brat.

***

-Dzień dobry, chciałabym się zapytać o wolne miejsce na jakieś kółka, te tematy.- zagadałam jakąś kobietkę w pokoju "informacja". Jestem już w MDK'u ( Miejski Dom Kultury) i muszę się na coś zapisać.
Ta dziewczyna, w zasadzie już raczej nie dziewczyna bo kobieta, do której się zwróciłam przypomina jedną z tych przerażających pań na poczcie ze zbyt czerwoną szminką na ustach i sposobem poruszania się, który wskazuje na straszne zmęczenie i zniechęcenie życiem.
-Czy sądzisz, że w połowie roku szkolnego są miejsca na jakiś zajęciach?
-Tak.- odparłam pewnie. Wiem, że nic nie ma, ale chcę jej zrobić na złość i zmusić ją do szukania.
-No to ja ci mówię, że nic nie ma.-prychnęła i odwróciła się w stronę monitora, zapewne myśląc, że tak po prostu odpuszczę.
-Ale proszę sprawdzić.- oparłam się o blat. Nagle pojawił się obok mnie rudowłosy mężczyzna z lekkim zarostem i gitarą w ręku.
-Zapisz się do mnie, jeśli nie odpychają cię niewidomi.- odskoczyłam od niego przestraszona.
-Dzień dobry.- fuknęłam wkurzona.
-Dzień dobry.- roześmiał się facet.
-A jakie zajęcia pan prowadzi?- zapytałam, może trochę głupio bo trzyma gitarę. Ale z drugiej strony wspomniał o niewidomych, więc nie sądzę by oni grali na gitarze.
-Lekcje gry na gitarze.- z uśmiechem wskazał na instrument potwierdzając moje przypuszczenia.
-Z niewidomymi?
-Z niewidomymi.- przytaknął.
-No to mój poziom.- roześmiałam się, to zabrzmiało chyba trochę chamsko, ale trudno.
-Żebyś się nie zdziwiła. Wpadnij do nas pojutrze o szesnastej, zobaczysz jak to jest.
-Mam ci ją zapisać?- kobieta, która była mną widocznie zirytowana zapytała się faceta od gitary, który spojrzał na mnie pytająco.
-Nie, na razie nie. Zobaczę po tych zajęciach. Szesnasta, tak?
-Tak, szesnasta. W sali numer pięć, jest tam, na końcu korytarza- wskazał palcem i z uśmiechem kiwnął głową na pożegnanie. Odpowiedziałam tym samym i ruszyłam w stronę wyjścia. Mam nadzieję, że zdążę na przystanek.

***

Dzień pierwszych zajęć.

Moja kuchnia jest cudownym miejscem. Zwłaszcza o wschodzie słońca. Z powodów znanych tylko mojemu umysłowi obudziłam się o piątej trzydzieści i za nic nie mogłam zasnąć. Teraz siedzę na blacie w kuchni z twarzą przyklejoną do szyby i gapię się na zaróżowione niebo, na złote błyski lekko odbijające się w szarowatych chmurach i na latające w kółko ptaki. Na tle tego kolorowego przedstawienia słonecznych promieni widnieje szare miasto z blokami, kominami i wielkimi oświetlonymi banerami, które mówią o rzeczach dobijająco niepotrzebnych. Nieco niżej samochody trwają w swojej niekończącej się podróży i wiozą ludzi do pracy. Dziś wyjątkowo do szkoły nie, jako uczniowie mamy już wolne i zapuszczamy korzenie przed komputerami.  Świetnie. I jakże świątecznie, nie ma co.
Mojej mamy nie ma już w domu bo siedzi w pracy i robi ludziom kremy na jakieś parchy i inne niesmaczne, ale ludzkie rzeczy. Nigdy nie ma jej w domu, jest zbyt zapracowana i zajęta wiązaniem końca z końcem. (To przez mojego ojca, który ją zostawil) Nie pozwala mi chodzić do pracy "bo i tak mam szkołę i inne sprawy" A Justin... Justin to Justin, nie można wymagać od niego więcej niż opieki nad szynszylą.
Słońce wzeszło już na tyle, że nie maluje chmur, po prostu oświetla wszystko i rzuca długie, zniekształcone cienie. A ja nadal siedzę na blacie i patrzę się na miasto, które jest zapomnianym strychem świata, zbierają się tu tylko pajęczyny i niepotrzebne graty takie jak ja.

***

Jest za trzy szesnasta, wlazłam po kamiennych, szerokich schodkach MDK'u i otworzyłam ciężkie, białe drzwi. Uśmiechnęłam się promiennym uśmiechem, który mimo złudnej uprzejmości wręcz ociekał sarkazmem do pani z pokoju "informacja" i poszłam do sali numer pięć.
Trzy głębokie wdechy.
Wchodzę.
Gwar na moment cichnie, wszyscy patrzą się na mnie przez chwilę jakby się mnie spodziewali i powoli każda twarz rozjaśnia się uśmiechem. Naczy, patrzą się ci, co mogą się patrzeć. Mniej więcej połowa osób ma ciemne, grube okulary, przez które ciężko coś zobaczyć, ale im to nie przeszkadza, przecież nie widzą nic przez to, że są ślepi.
-Ym, dzień dobry? Hej, czy coś.- poruszyłam w powietrzu ręką, próbowałam pomachać. Nie ma się co stresować, idiotko. To zwykłe osoby, uspokój się. Wdech, wydech.
-No witamy, czekaliśmy na ciebie, chodź, przedstawisz się.- rudowłosy nauczyciel ze wczoraj przywołał mnie do grupki ludzi siedzących w kółku naokoło dywanu. Jezu, umrę. Za dużo ludzi w jednym miejscu, którzy się na mnie patrzą. Wróć, zwracają uwagę bo nie wszyscy patrzą. Jezus, muszę się uspokoić.
-Noo... Mam na imię Blanka. Jestem w drugiej klasie liceum na profilu językowym. Ym... Lubię... słuchać muzyki i... Jezu, nie jestem ciekawą osobą, nie wiem co mam mówić. - zasłoniłam twarz rękami, nienawidzę mówić coś do większej grupki osób. Trzęsą mi się ręce i czuję jak po plecach spłynęła mi kropelka potu. Spokojnie.
-Nie stresuj się tak, przecież nie chcemy się zjeść. Mam na nazwisko Sheeran, na imię Edward, ale to imię jest głupie i mów do mnie Ed, to zdrobnienie. Przyleciałem do Polski trzy lata temu by móc zamieszkać z dziewczyną, ale coś nam nie wyszło. Obecnie mam dwadzieścia cztery lata i uczę muzyki tutaj oraz w dwóch szkołach.- uśmiechnął się szeroko i wskazał na dziewczynę, która miała się przedstawić.
-Elo, jestem Alicja i... czytam w nocy zamiast spać. Lubię piżamy, perfumy i muzykę, to chyba logiczne. Mam siedemnaście lat i nie wiem co zrobię z życiem po liceum, dzięki.- jej głos był tak ciepły i przyjemy, że masz wrażenie, że mówi do ciebie twoja mama gdy jesteś chory. Efekt psuł ubiór, który wskazywał na to, że ta dziewczyna ukradnie ci kota, zmieli go i odda cześć szatanowi. Ala oddała głos kolejnej osobie.
-Jestem Liam, nie widzę od roku z hakiem i umawiam się z tą frajerką.- tu chłopak klepnął dziewczynę (Alicję) w ramię.
-Lubię Disneya, nie śmiej się. Lubię gotować i lubię jeść. Ale nie łyżką, ok. Teraz ty, Niall.- zwrócił się w stronę blondyna.
-Jak wspomniał mój przyjaciel, mam na imię Niall i z początku byłem opiekunem Liama. Nie wiem, cóż mógłbym o sobie powiedzieć, głupio przytaczać tak losowe fakty o sobie samym. Niemniej jednak nie wypada się nie przedstawić, więc powiem ci, że moimi ulubionymi filmami zdecydowanie są te straszne, wprost ubóstwiam horrory. Nie przepadam za to za królikami, wyglądają parszywie z tymi swoimi czerwonymi oczami, niektóre tak mają, na prawdę.- blondyn ma dziwny sposób mówienia, da się to odczuć od razu. Klepnął dziewczynę siedzącą obok niego w ramię i przekazał jej głos.
-Mam na imię Oliwia, nie widzę od urodzenia. Uwielbiam morze, zwłaszcza polskie. Chcę kiedyś wyjechać do Szwecji i założyć tam hodowlę psów. Kocham żółty ser z czekoladą. Jeśli chcesz żebym cię polubiła- daj mi go.- zaśmiałam się cicho, to absurdalne. Kolejna osoba.
-Mam na imię Janek, straciłem wzrok trzy lata temu w wypadku samochodowym i przez to porzuciłem jazdę na rowerze.- narzucił mi niepokojącą myśl o braciach Pauli.
-Teraz wszystkim co mam jest muzyka i audiobooki. I moja dziewczyna, Wiktoria.- ciemnowłosy chłopak pokazał na sympatyczną dziewczynę siedzącą obok niego.
-Jestem Wiktoria, mam osiemnaście lat od jakiegoś tygodnia i kolekcjonuję znaczki, guziki oraz pocztówki. Mimo tego, że jestem strasznym chomikiem muszę mieć wszystko ładnie poukładanie.- tak jak włosy. Ale to już dodałam swoich myślach. To byli już wszyscy.
-Do naszej małej grupki należy jeszcze Gabrysia, która wyjechała już na święta i Harry, który się rozchorował.- Ed posłał mi łagodne spojrzenie. Zaczął mówić coś o konkursie gitarowym dla osób niewidomych i o tym, że możemy do niego przystąpić. Potem zaczęli grać kolędy a ja rozpłynęłam się jak masło na ciepłej kukurydzy. Nigdy nie przypuszczałabym, że osoby niewidome będą grały aż tak dobrze. Cóż, takie rzeczy nazywa się talentem. W trakcie zajęć, które zleciały niespodziewanie szybko rozejrzałam się po sali. Miała ładne, ciepłe kolory na ścianach, wyciszone okna i drzwi. Na środku leżał dywan z rysunkiem ósemki (to ta nutka z 'ogonkiem" ;>) a przy ścianach stały półki z różnymi instrumentami, książkami, zeszytami i różnymi nagrodami w klimacie muzycznym. W rogu stało wysłużone pianino z kolorowymi klawiszami, na którym stały kwiatki doniczkowe. Urocze miejsce, takie... przyjazne.
Po zajęciach wszyscy podeszli do mnie i chcieli być mili, ale mega mnie stresowali. Szalę goryczy przechyliła Oliwia.
-Mogę cię zobaczyć?- nie czekając na odpowiedź wyciągnęła rękę by dotknąć mojej twarzy.
-Nie, stop, nie dotykaj mnie!- powiedziałam za głośno i spanikowana zrobiłam krok w tył, wpadłam na nauczyciela i ciemnowłosego chłopaka (bodajże Janka) Przeprosiłam wszystkich naprędce i z płaczem wyszłam z klasy. Odeszłam parę metrów i osunęłam się po zimnej ścianie.
-Spokojnie, spokojnie, spokojnie, spokojnie.- szeptałam sama do siebie. Boję się ludzi, nienawidzę takich sytuacji!
-Blanka, co się stało?- Ed usiadł obok mnie, ale po chwili zreflektował się i zwiększył odległość.
-Nic takiego, zestresowałam się trochę, no i ten. To nic takiego.
-Przecież widzę, że...- przerwałam mu.
-Wszystko jest ok! Proszę przestać pytać, przecież mówię, że jest dobrze!- wybuchłam. Daj mi spokój, człowieku, błagam. Mężczyzna jakby się przestraszył, ale po chwili wyraz jego twarzy przybrał uspokajający wyraz.
-Dobrze, ale jeśli coś będzie nie tak możesz mi o tym powiedzieć, jasne? Proszę, twoja kurtka. Mam nadzieję, że zobaczę cię na kolejnych zajęciach?- chcąc poprawić swoją reputację przyjęłam okrycie z uśmiechem i odprałam
-Tak, przyjdę na pewno. Dopiero po świętach? I też w czwartek na szesnastą?- nauczyciel przytaknął, uśmiechnął się i wrócił pod drzwi aby je zamknąć. Ruszyłam w stronę wyjścia, chcę do domu.




 ♣♣♣
Proszę bardzo, oto jest rozdział! :D Jak Wam się podoba? :D Co myślicie o bohaterach? Piszcie koniecznie w komentarzach! Mam nadzieję, że się postaracie bo dziś rozdział wyszedł dłuuugi! :D 
Muszę szybko spadać, więc:
Teraz zapraszam na:

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 2

  Szósta czterdzieści, mój mózg rozumie tylko proste polecenia. Zapalić światło. Ok, da się zrobić, ale trochę razi. Teraz weź jakie ubrania. Ta koszulka? Ok, może być. Teraz do łazienki. Czekaj, wróć, jeszcze bielizna, debilko. Zamknij szafkę. Ok. Usłyszałam szmer w pokoju obok. Wstał Justin i pewnie też chce wykonać poranną toaletę, moje zmysły natychmiast się wyostrzyły. Rzuciłam się w stronę drzwi.
-Moja łazienka!- krzyknęliśmy w tym samym momencie. Szarpaliśmy się chwilę i odpychaliśmy od klamki jakby zależało od tego nasze życie, ale mój brat ostatecznie wygrał. Powinien być gentlemanem, czy coś. Zniechęcona poszłam zrobić sobie kawę, od czegoś trzeba zacząć. Nie ma mleka, cudnie. Zagapiłam się w okno, za którym można było dostrzec udekorowane na święta mieszkania i sklepy, ale nie było widać ani jednego płatka śniegu. Nic, w ogóle zero jakiegokolwiek śladu białego puchu. Nie liczę waty, którą niektórzy kładą na choinki bo ona jest ohydna, nie żeby coś.
-Wolne.- mój brat wlazł do gościnnego i zdjął z ramienia Amandę by móc dać jej jeść. Ta szynszyla kiedyś zamorduje go jak będzie spał, tylko udaje jego miłość życia.
-Niepokoi mnie to, że okazujesz więcej uczucia gryzoniowi, niż swojej dziewczynie.- parsknęłam śmiechem widząc jego zdegustowaną minę.
-Nie mam dziewczyny idiotko, to może dlatego.- fuknęłam na niego i dzierżąc niedokończoną kawę zamknęłam się w łazience. Szybko rozczesałam blade włosy i moją prostą grzywkę. Dałabym wszystko by móc je pofarbować, ale to niemożliwe (próbowałam już kilka razy i zawsze mogłam wyjmować sobie kłaki garściami.) Dopiłam resztkę kawki i zaczęłam myć zęby. Założyłam sobie kolorowe soczewki bo mój kolor oczu jest dość... wyblakły i oczy po prostu wyglądają brzydko. Poza tym mam wadę wzroku.
-Blanka, spóźnisz się!- krzyknęła zza drzwi moja mama gdy nakładałam na twarz krem z filtrem. Robię to nawet zimą bo mam mega wrażliwą skórę, której ciągle coś jest.
-Idę, już idę, spokojnie.- wyszłam z toalety, szybko wsunęłam na nogi buty i zarzuciłam kurtkę. Moja mama dała mi kanapkę i pouczyła, że mam się zapiąć i założyć porządnie szalik, ale ja nie mam na to czasu, wiec powiedziałam jej, że ją kocham i, że może dziś wrócę później. Nie zdążyłam ze śniadaniem przez Justina (frajer), ale trudno, zjem w autobusie.

***

  Moja szkoła jest typową "przechowalnią", "masówką" albo "taśmówką". Różnie określa się takie typowo miejskie szkoły bez większego polotu, najwyższych wyników na maturze w całym województwie i bez dwudziestu osób na roku ze średnią "sześć-zero". Mimo wszystko lubię moją klasę o profilu językowym. Mamy angielski, niemiecki i francuski, który absolutnie kocham, chcę kiedyś zostać tłumaczem, więc te przedmioty bardzo mi odpowiadają.
-Cześć, Blanka.- podbiegła do mnie Paula, moja najukochańsza przyjaciółka, która zachowuje się jakby była sobota, a ona spała spokojnie jedenaście godzin i wypiła  trzy bardzo, bardzo, bardzo mocne kawy. Poklepała mnie po ramieniu (zawsze tak robi) co w zamierzeniu miało dodać mi otuchy na cały dzisiejszy dzień, ale w praktyce trwale uszkodziło mój staw. Paula to niewymownie żywa dziewczyna, która udziela się we wszystkich apelach szkolnych jakie istnieją, jest kapitanem drużyny siatkarskiej, biega w maratonach i ciągle robi milion różnych rzeczy, na które ja nie miałabym siły przez pięć minut. Wydaje mi się, że jest taka żywa przez swoją nietypową politykę żywieniową: je mięso, je mnóstwo owoców, ale nie ruszy żadnych warzyw. Żadnych. Nie je nawet frytek czy pizzy bo są z 'zieleniną'. W sumie jej nietypowa dieta narodziła się, gdy chłopak (wegetarianin), który jej się kiedyś podobał dał jej kosza. Stwierdziła, że jest głupi, jego sposób odżywiania się jest głupi i zrobiła mu dokładnie na przekór. Właśnie dlatego tak bardzo ją uwielbiam. Ma na wszystko swój własny sposób i nie przejmuje się porażkami. Obecnie jest w związku z chłopakiem, na którego mówimy Cynamon i bez zastanowienia mogę powiedzieć, że jest szczęściarą. Udałyśmy się pod klasę od geografii bo zaraz zaczną się lekcje i zastałyśmy tam siedemnaście nic nie obchodzących mnie osób. Z dwoma wyjątkami. Jeden z nich to Kamila, która jest dokładnie tym typem osoby, której czasem ma się ochotę powiedzieć, że po to ma głos w swojej głowie by go słuchać i czasem zamilknąć. Nie jest tępą sobą, można by rzec, że dostrzega znacznie więcej spraw niż inni. Kamila jest bardzo ładną brunetką i kręciłoby się dookoła niej bardzo dużo chłopców, gdyby nie to, że jest lesbijką. Tuż obok niej siedzi zielonooki chłopak o imieniu Mateusz, który cierpliwie słucha monologów przyjaciółki i w ogóle trafił do naszej klasy jakby przypadkiem. Moim skromnym zdaniem pasowałby raczej do klasy o profilu artystycznym bo jego rysunki są ładniejsze niż moje zdjęcia, ale to już jego wybór. Generalnie jest chłopakiem bardzo zamkniętym w sobie i nie wiem o nim zbyt dużo. Kamila i Mateusz są przyjaciółmi od pierwszego dnia szkoły i nic nie wskazuje na to, że ten stan się kiedykolwiek zmieni.

***

-Proszę bardzo, teraz tak!- zakrzyknęła entuzjastycznie nauczycielka geografii, gdy wszyscy wyjęli zeszyty i tego typu rzeczy, a w klasie zapanował względny spokój. Jeśli myśli się o kimś, kto ma autorytet to na pewno nie myśli się o Elżbietce, mojej geograficzce. Zaczął się cyrk, nie lekcja.
-Proszę bardzo, zaczynamy lekcje. Panno Kamilo, proszę zdjąć te słuchaweczki, teraz jest lekcja, proszę uważać.- pomachała groźnie palcem i odwróciła się do tablicy by napisać temat, który nikogo nie obchodził.
-Panie Jacku, proszę się uspokoić bo zadzwonię do rodziców!- krzyknęła zirytowana nauczycielka bo Jacek rzucał jakimś kawałkiem długopisu w kolegę.
-Proszę ich pozdrowić.- machnął na nią ręką, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Jest idiotą, ale lubię słuchać jego dyskusji z geograficzką. Wkurzona kobieta biegała od jego ławki do tablicy przez całą lekcję i skończyło się na tym, że całą naszą pracą na lekcji było przerysowanie jakiejś tabelki. Kilka osób kłóciło się też o to, czy mogą wyjść na próbę generalną (na ostatniej lekcji mamy jasełka) i koniec końców poszli mimo, że nauczycielka im na to nie pozwoliła.

***

Przerwa. Jak dobrze. Zawinęłam się w kulkę na końcu ławki i czekałam na lekcję. Teraz będzie apel, potem urocza (uwaga, to sarkazm!) Wigilia klasowa i wolne. Będę musiała zahaczyć  tylko o Dom Kultury i zapytać się jak z tymi zajęciami, czy będzie coś na nowy rok i tak dalej.
-Blanka, możesz mi pomóc?- głos Maćka przerwał moje rozmyślania.
-Nie.- odparłam nie otwierając oczu. Niech się odczepi, nie gadamy ze sobą praktycznie wcale.
-Ale...- nie dałam mu skończyć.
-Po prostu sobie idź.- odetchnęłam gdy usłyszałam jego oddalające się kroki. Mogę wyjść na niemiłą, ale na prawdę maksymalnie powstrzymuję się przed powiedzeniem mu czegoś w stylu "skocz do wulkanu" w nieco bardziej dosadny sposób. Naprawdę nie widzę sensu w mówieniu ludziom "jasne, ze ci pomogę, już pędzę" gdy nie mamy nawet ochoty na nich patrzeć.
-Jesteś oklopna!- zirytowała się Paula. Zapomniałam powiedzieć, że ona w ogóle nie wymawia literki "r"
-Jakie to stlaszne!- odgryzłam się.
-Och, mogłabyś przestać! Wiesz, że to niedobrze tak lobić a i tak ciągle to powtarzasz. Nienawidzę tego w tobie, selio. Potem się dziwisz, że ludzie cię nie lubią.- wkurzona potrząsnęła głową.
-I tak mnie kochasz, więc cicho.
-Och, zamknij lyj.- odepchnęła moją twarz a ja zaczęłam się śmiać. Uwielbiam gdy się denerwuje, zaczyna uroczo rzucać "kulwami" każe mi zamknąć "lyj" i zaczyna gestykulować w taki specyficzny sposób.
-Dobla, nieważne. Co dziś lobisz? Pójdź ze mną kupić plezent dla Cynki.- uśmiechnęła się błagalnie. Cynka to jej chłopak, na którego mówimy Cynamon. W sumie to nawet nie pamiętam jak ma na imię, całe życie był, jest i będzie przyprawą.
-Sorry, ale nie mam jak bo muszę iść zapisać się na jakieś warsztaty w domu kultury. To pomysł pana Romana i mojej mamy, więc nie ważne, nie pytaj. W sumie możesz iść ze mną, potem skoczymy coś kupić na te prezenty.- przyjaciółka kiwnęła głową i zanurzyła się w jakiś papierach z Samorządu Uczniowskiego, w którym również się udziela, a ja zawinęłam się w kulkę nienawiści i przezimowałam tak aż do początku kolejnej lekcji.




♣♣♣
W końcu mamy drugi rozdział! :D Jak Wam się podoba? Doszły kolejne postaci, co o nich myślicie? Jak podoba Wam się rodzeństwo i tego typu tematy? :> Piszcie koniecznie! 
I wiem, że nie było Janka, ale nie opublikowałabym tego rozdziału w tym roku (dosłownie! XD) więc ten. Kolejny rozdział będzie niebawem. 
I chcę z tego miejsca życzyć Wam Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :D Więcej o tym będzie na grupie, będzie na pewno JAKIŚ SPECAL, więc śledźcie gufniasze bo tam będę o wszystkim mówić :> 
Teraz zapraszam na:


Cieplutko pozdrawiam, 
jeszcze raz wszystkiego dobrego :>
Miśka

wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 1

-Jak się dziś czujesz, Blanko?- niesamowicie przyjemny głos mojego terapeuty powitał mnie, gdy tylko przestąpiłam próg jego gabinetu.
-Źle!- odparłam rozeźlona. Psycholog spojrzał na mnie pytająco.
-Te parszywe dzieciaki z domu kultury znów po mnie jeżdżą! Jakby nie mogły przywyknąć do tego, że jestem blada, no matko. Przecież albinizm nie jest moją winą, prawda?- pan Roman przytaknął. Pan Roman, czyli mój terapeuta jest najfajniejszym, najmilszym i najlepszym facetem jakiego znam. To wysoki mężczyzna po czterdziestce z kośćmi policzkowymi, które mogłyby ciąć, lekkim zarostem i niewymownie niebieskimi oczami. Nosi białą koszulę z jednym rozpiętym guzikiem, ale nie nosi obrączki, więc jest sam. I wcale nie próbuję go zeswatać z moją matką. Dlaczego szukam mojej mamie faceta? Bo mój ojciec to najgorszy frajer na świecie. Nienawidzę go jak nikogo innego. I chyba wywołałam wilka z lasu bo Przyszły Partner Mojej Mamy (PPMM) zapytał
-Jak z twoim tatą?- splótł palce i oparł łokcie na stole.
-Zaprosił mnie na święta.- fuknęłam i zaczęłam bawić się zamkiem mojej czarnej, skórzanej kurtki.
-Nie pójdę do niego, nie ma szans.- dodałam po chwili milczenia.
-Nie mam zamiaru siedzieć ani z jego super laską, ani z moją kochaną rodziną. Zostanę z mamą, upieczemy jakieś babeczki i będziemy oglądać Grincha.
-Dlaczego nie chcesz zaakceptować jego związku?- zapytał po raz enty. Spotykam się z nim (to nie ma brzmieć dwuznacznie) od szóstej klasy podstawówki, kiedy to mój tatulek zostawił nas (Mnie, mamę i mojego brata) na lodzie dla jakiejś fajnej laski. Obecnie jestem w drugiej klasie liceum na profilu językowym i nadal go nienawidzę.
-Mówiłam to tyyyyle razyyyyy.- przejechałam ręką po twarzy udając, że bardzo cierpię odpowiadając na to pytanie.
-Nic się nie zmieniło?- strzyknął kośćmi palców wskazujących.
-Ludzie się nie zmieniają.
-Widzę, że znów masz problem z odnalezieniem się wśród ludzi.- wzruszyłam ramionami, nie powiedział mi nic nowego. W okresie przedświątecznym zawsze wzrasta moja nienawiść do świata.
-Zapisz się na jakieś zajęcia. Nie wiem, może muzyczne, plastyczne, coś?- zaczął szukać czegoś w biurku.
-Nie. - nigdzie ne będę chodzić.
-Ale to jest zalecenie, mam porozmawiać z twoją matką, czy sama sobie poradzisz?- uśmiechnął się bo wiedział, ze mnie tym zagiął. Moja mama jest najwspanialszą kobietą na świecie, ale jeśli chodzi o słuchanie się poleceń to wszystko musi być wykonane w stu dziesięciu procentach. Zapewne zapisałaby mnie do trzech kółek i mogłabym zapomnieć o jakimkolwiek czasie wolnym bo musiałabym chodzić na jakieś zbiórki by sklejać modele małych katedr w klimacie baroku, albo coś takiego.
-Nie, poradzę sobie sama.- fuknęłam wkurzona.

***

-Otwieraj te cholerne drzwi, pomiocie Szatana!- wrzeszczałam i tłukłam glanem w drzwi od mojego mieszkania. Oczywiście zapomniałam kluczy a mój kochany brat, Justin, pewnie znów śpi. Jest starszy ode mnie o dwa lata, ale nadal mieszka z nami bo studiuje.
-Justin, frajerze!- krzyknęłam gdy zobaczyłam blondyna w drzwiach. Miał na sobie tylko koszulkę i majtki, ale zdążyłam już do tego przywyknąć.
-Moja kochana siostrzyczko, przecież wiesz, że zawsze długo śpię z Amandą.- zamknął za mną drzwi. Amanda to nasza szynszyla, która nigdy nie schodzi mu z rąk lub ramion.
-Masz kawę, idioto, więc widzę, że już dawno wstałeś.- prychnęłam i zaczęłam rozwiązywać buty.
-Ale musiałem ją zalać wrzątkiem, więc nie mogłem rzucić wszystkiego, debilko.
-Jest zimna, kłamco!- krzyknęłam gdy dotknęłam jego kubka.
-Och, zamknij się.- roześmiałam się i skierowałam się w stronę swojego pokoiku. Jest malutki, połowę zajmuje łóżko, biurko i parapet, drugą połowę zajmują ciuchy, płyty i jakieś typowo szkolne rzeczy. W przestrzeni unoszą się też roztocza i resztki mojego poczucia własnej wartości, które zawsze tracę patrząc na ten syf. Przebrałam się w piżamę bo co z tego, że jest szesnasta i zaczęłam tłumaczyć teksty na francuski.
-Mój kochany braciszkuuuu!- krzyknęłam z nadzieją patrząc na drzwi.
-Czego?- odkrzyknął z salonu.
-Masz ochotę na herbatkę?
-Mam!
-To mi też zrób!- po dziesięciu minutach mało nie odpadła mi szczęka- przyniósł mi tę herbatę.
-Nie spodziewałaś się tego, co?- posłał mi tryumfalny uśmieszek.
-Mama wróciła.- dodał i sobie poszedł. Pociągnęłam łyczka ciepłego napoju i odłożyłam kubek na ziemię. Przeszłam po zimnych kafelkach mikroskopijnego przedpokoju, uderzyłam się w okrągłą klamkę drzwi do łazienki i w małym salonie zastałam mamę. Mieszkamy w malutkim mieszkanku, takim typowym dla bloku, ale jakoś się mieścimy. My z bratem mamy oddzielne pokoje (gdybyśmy mieli je razem to albo byśmy się pozagryzali, albo utonęli w syfie) dlatego mama musi spać na rozkładanej kanapie w gościnnym, z którego jest wejście na balkon i do kuchni.
-Daj, pomogę ci.- wzięłam od niej pudło, zapewne pełne kremów, albo jakiś próbek i odłożyłam standardowo pod stół. Moja mama jest dermatologiem, więc często przynosi do domu takie rzeczy.
-Dzięki kochanie. Jesteście głodni?- zapytała retorycznie mnie i Justina bo to jasne, że jesteśmy głodni.

***

Siedzę na blacie i jem gruszkę, patrząc jak wrze woda i gotuje się makaron. 
-Muszę się zapisać na jakieś warsztaty. Tak powiedział Pan Roman.- zwróciłam uwagę mamy, która kroiła mięso na sos.
-Zapisz się do domu kultury. Tam zajęcia są darmowe, akurat zacznie się nowy semestr.
-Ale na cooo?- już chciałam wyrzucić ogryzek do kosza, ale mój braciszek mi go wyrwał.
-Boże, zachowujesz się jakby cię nie karmili w domu. Przecież tam jest drewno, weź tego nie jedz.- machnęłam ręką by zabrać mu resztkę gruszki.
-To dla Amandy, marny paprochu.- zza jego karku wylazła szynszyla, której wcześniej nie zauważyłam i zaczęła obgryzać resztki miąższu.
-Nie wyzywajcie się, co z was za dzieci.
-Sama nas tak wyhodowałaś.- Justin zawył ze śmiechu i zwinął się do pokoju.
-Nie jest normalny.- wykrztusiłam wgapiając się w miejsce, w którym wcześniej stał mój brat.
-Nie mów tak. Wracając do tematu zajęć, może zapisz się na muzyczne? Masz tyle płyt, jesteś osłuchana.- lubię głos mojej mamy, jest taki... bezpieczny.
-Nie wiem, nie nadaję się do tego. Z drugiej strony nie bardzo mam jakąś inną opcję. Zobaczymy.- zsunęłam się z blatu i poszłam do swojego pokoju. Opadłam na łóżko i wbiłam twarz w poduszki. Nie chcę tych świąt, nie chcę jechać do ojca. Nie, nie, nie.



♣♣♣ 
Nooo, więc mamy pierwszy rozdział! :D Jak podobają Wam się bohaterowie? :D :D KONIECZNIE mi o tym powiedzcie bo jestem tak ciekawaa! :D Wiem, że rozdział nie jest jakoś długi, ale spokojnie- to dopiero wstęp, więc nie ma nawet jeszcze jakiejś akcji :> Janek pojawi się już w kolejnym rozdziale, więc spokojnie! Dziś mogliśmy poznać bożyszcza nastolatek (JB) w roli brata Blanki :> Będzie tu trochę osób nie związanych z yt, na pewno będzie 1D. (Wybieram popularne osoby, o których słychać na grupie, więc ten) Także piszcie mi czy się Wam podoba, piszcie co myślicie o postaciach :D 
Teraz zapraszam na:

Cieplutko pozdrawiam,
Miśka





sobota, 12 grudnia 2015

Prolog

Witaj, Czytelniku. Właśnie rozpoczynasz czytanie niesamowitej historii. Historii, od której nie będziesz się mógł oderwać, nie będziesz mógł przestać o niej myśleć. Ale na razie wyjdź do kuchni. Tak, teraz, w tym momencie. I zrób sobie herbatę. Zwykłą, albo owocową- to już zależy od tego, co preferujesz. Posłodź ją, lub nie- wybierz ta opcję, która najbardziej Ci odpowiada. Ale nie proś o to nikogo. Dlaczego? Bo nikt nie wie czy następnego dnia będziesz to mógł zrobić to samodzielnie. Strzeż się Czytelniku- nigdy nie wiesz co się może zdarzyć. Czy masz już tę herbatę? Dobrze, więc możemy kontynuować. Zamknij drzwi, okno możesz pozostawić uchylone, pod warunkiem, że żaden dźwięk nie będzie Ci przeszkadzał. Powiedz im wszystkim, że teraz czytasz, że mają ci nie przeszkadzać. Mają Cię nie wołać byś poszedł z nimi do sklepu, nie wołać byś odszedł już od komputera. "To jest moment, w którym czytam, więc mi nie przeszkadzajcie!"- odpowiadaj, gdy jednak będą czegoś chcieli. Zapal światło, ale tak, że nie jest ono ani za jasne- ani za ciemne. Nie psuj sobie wzroku przez zbyt jasny monitor, zredukuj jego promieniowanie światłem z lampki. Gdy masz już pewność, ze nic Ci nie przeszkodzi usadów się na fotelu. Nie leż- masz przecież herbatę, więc zapewne będziesz chciał ją co jakiś czas pić, a gdy leżysz możesz się oparzyć. Usiądź, wyprostuj nogi, lub skul je pod siebie, pamiętaj jednak, że takie ułożenie może przeszkadzać w krążeniu krwi- to powoduje uczucie jakby oblazły Cię mrówki. Jeśli Ci zimno okryj się kocem, lub załóż bluzę. Zamknij inne karty przeglądarki, nawet Facebooka. Odpiszesz im później, przecież teraz czytasz. Jesteś już gotowy, Czytelniku, więc zatop się w lekturze. I doceniaj to, że czytasz bo nie masz żadnej pewności, że zrobisz to kolejny raz.


***


Powoli zaczynam sobie wszystko przypominać.

Późny wieczór, pierwszy dzień wakacji za mną. Wracam z kumplami do domu, zmęczeni, powoli jedziemy na rowerach.

Jest ciepło, wieje lekki wiaterek.

Nie mieliśmy odblasków ani żadnych innych światełek mimo, że jechaliśmy poboczem, na którym nie ma zrobionego chodnika.

Pisk opon, krzyk, wszystko obraca się w zawrotnym tempie i...

Ciemność. Pustka.

Dziura w pamięci.

***

Obudziłem się już.

Nie otwieram oczu. Czuję jak boli mnie głowa i klatka piersiowa.

Sprawdzam czy mogę ruszać palcami u rąk. Mogę. Nogi też działają sprawnie. Wszystko pamiętam. Czyżbym wyszedł z tego bez szwanku?

Otwieram oczy. Nic nie widzę.

Mrugam powiekami, zaraz szok minie i wszystko mi się wyklaruje. Zamykam na chwilę oczy.

Otwieram.

Ciemność.

Czuję jak ogarnia mnie strach, rozpacz, czuję pulsowanie w każdej, najmniejszej komórce mojego ciała, mięśnie napinają się.

NIC NIE WIDZĘ.

-Jestem ślepy!- krzyk sam wyrywa się z moich ust, ogarnięty bezradnością dotykam twarzy, oczu. Niech ktoś tu przyjdzie, niech mi pomoże! Niech sprawi, że będę widział!

-Jestem ślepy!- wrzeszczę opętańczo, nie widzę co się ze mną dzieje. Zrywam się do pozycji siedzącej, niech ktoś mi pomoże! Niezgrabnie wyplątuję się z pościeli i zdejmuję nogi na ziemię, ale podłoga jest zimna i śliska. Tracę równowagę, nie wiem gdzie co jest, spadam z łóżka. Czuję jak coś odrywa się od mojej klatki piersiowej, pisk urządzeń po mojej lewej. Znów krzyczę, ale nie artykułuję żadnego dźwięku. Staram się podnieść, opieram się o coś, co wydawało mi być łóżkiem, przecież stało tu przed chwilą, ale to jest mniejsze i odsuwa się na parę centymetrów. Znów się tego chwytam i podnoszę się do góry, bezwładnie macham ręką, potrącam jakiś przedmiot ręką, coś spada na podłogę, słyszę dźwięk tłuczonego szkła i czuję ciecz na moich bosych stopach.

Nic nie widzę. Pustka, ciemność, bezkres czarnego, wszechobecnego i przerażającego czegoś.

Ślizgam się na mokrej podłodze, staram się złapać czegokolwiek by sobie pomóc, ale nie widzę nic i nie wiem, co pomogłoby mi utrzymać równowagę. Uderzam twarzą o ziemię, obijam się o kafelki i słyszę odgłos otwieranych drzwi, jakieś głosy. Coś boleśnie wbija mi się w policzek.

Ktoś podnosi mnie do pionu i kładzie na łóżku, wyrywam się, nie wiem kim jest ktoś, kto mną szarpnął.

-Jestem ślepy, nic nie widzę!- krzyczę, jakby cokolwiek to zmieniło.

-Chłopcze, spokojnie.-  słyszę męski i stanowczy głos.

-Jasiek, uspokój się!- histeryczny głos mojej matki. Wyciągam bezradnie ręce w stronę źródła dźwięku, czuję się jak dzieciak, czuję się bezbronny i niepełny. Kobieta musnęła palcami moją dłoń, ale ktoś oddalił mnie od niej przygważdżając mnie do łóżka i starając się opanować moje ruchy, których sam nie mogłem ogarnąć.

-Jestem ślepy!- powtarzam w koło to samo zdanie, jak mantrę.

-Synku, uspokój się, wszystko będzie dobrze.- słyszę jak głos mamy się załamuje, do sali wchodzi jeszcze kilka innych osób. Czuję mocną wodę kolońską mojego ojca, słyszę kroki kilku osób w moją stronę.

-Połóż się i pozostań w bezruchu, zbadamy cię.- ten sam męski głos co wcześniej. Nie protestuję.


***

Leżę na łóżku, słyszę miarowe pikanie w rytm mojego pulsu. Wydaje mi się, że jest kilka godzin po moim obudzeniu się. Nie wiem, nie mam jak sprawdzić zegarka.

-Nie da się mu pomóc, pozostanie niewidomy do końca swojego życia. To jedyny uraz w tym wypadku. Poza złamanym żebrem.- głos lekarza dociera do moich uszu. Z oczu, które są mi już do niczego niepotrzebne sączą się łzy. Zaciskam pięści, ale nie wstaję. Jestem ślepy.  Na prawdę jestem ślepy.


  ♣♣♣ 

Witajcie w nowej historii! :D 
Jak Wam się podoba? Napiszcie koniecznie!
I tak, ten blog będzie nieco inny. (Nie będzie pisany tylko z perspektywy Janka) 
Tak, tak to fanfiction o Dąbrowskim, znowu. Ale pojawią się też inne postaci, nie powiem jeszcze kto, ale powinny się Wam spodobać! :D 
Z boku (u góry strony) macie moje inne blogi, więc jeśli jesteście tu nowi i ich nie czytaliście- wpadnijcie! :)) 
Nie wiem co jeszcze mam Wam powiedzieć. Wy za to mówcie jak się podoba :> 
Tu macie linki do spraw społecznościowych XD
Opowiadanie pojawi się niebawem na wattpadzie :>
 
Pozdrawiam cieplutko,
Miśka