sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 5

 Mam do Was dość ważne pytanie pod rozdziałem, zajrzyjcie :>

   Siedziałam najspokojniej w świecie zawinięta w kocyk i  słuchałam sobie Ciężkich Puszek, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Założyłam szybko jakąś bluzę i pobiegłam zobaczyć kto to. Po chwili otworzyłam drzwi.
-Cześć, brat.- spojrzałam niepewnie na Justina, który właśnie wrócił od ojca. 
-Cześć, Blanka.- powiedział sucho, ale mnie przytulił. Patrzyłam jak zdejmuje buty i otrzepuje kurtkę z kropelek deszczu. 
-Jest mama?
-Nie.- pokręciłam głową. 
-Kiedy będzie?
-Wieczorem.- odparłam. Chłopak pokiwał głową i przeszedłszy dwa kroki po przedpokoju zamknął się za swoimi drzwiami. Jest na mnie zły. Nie ma co się dziwić, sama jestem trochę na siebie zła. Mogłam coś powiedzieć, przeprosić, spróbować rozwiązać to wszystko delikatniej, ale jak zwykle zadziałałam pod wpływem emocji. A tata nawet nie zadzwonił, nawet nie napisał sms'a. Nic, jak zawsze.

***

   Jakieś piętnaście minut temu zaczęła się druga lekcja a ja dopiero teraz weszłam do szkoły. Szybko pobiegłam do szafki i zdjęłam moją kurtkę, obok niej mam klasę, więc nie ma problemu.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnien...- przerwałam, gdy zobaczyłam, że to nie moja klasa.
-O kurde, przepraszam!- zająknęłam się i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Cholera jasna, gdzie ja mam lekcje? Weszłam do klasy obok, to też nie ta. Zaczęłam chodzić po losowych salach, trafiłam dopiero za piątym razem (mamy chyba z dwanaście klas w sensie zbiorów osób, więc miałam gdzie szukać) Wlazłam w połowie lekcji, nauczycielka wpisała mi nieobecność, ale kazała mi pisać kartkówkę. Kłóciłabym się, ale na prawdę nie miałam już na to ochoty, więc po prostu dałam wpisać sobie tę szmatę, jedna jedynka nie zaniży mi oceny z całego semestru, który już niebawem się skończy.
-Czemu się spóźniłaś?- zapytała Paula gdy zaczęła się przerwa. Ruszyłyśmy korytarzem by poszukać sobie miejsca przesiedzenie czasu, w którym powinnyśmy odpocząć od siedzenia. Logiczne. Przeciskając się między ludźmi zdołałam dostrzec Kamilę, która siedziała w kącie między szafkami i chowała twarz w dłoniach. Zdziwiona, lekko skinęłam głową i pytająco spojrzałam na Paulę, która też nie wiedziała o co chodzi, ale złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę dziewczyny.
-Moldko, co się stało?- zagadnęła koleżankę i delikatnie tyknęła ją w rękę.
-Co?- podniosła na nas wzrok, jakby ocknęła się z zamyślenia.
-Nic się nie stało.- dodała po chwili ogarnięcia się w sytuacji i posłała nam przyjazny uśmiech, ale zdradziły ją zaczerwienione oczy i nadmiar korektora pod oczami. Moja przyjaciółka już miała coś mówić, ale podeszła do nas Przewodnicząca samorządu.
-Paula, czemu cię nie ma? Mamy zebranie!- szturchnęła ją w ramię i gestem nakazała za sobą iść. Dziewczyna popatrzyła się na mnie przepraszająco i szybko mruknęła mi do ucha
-Pogadaj z nią, nie bój się, nie zje cię.- i pobiegła za Przewodniczącą (szczerze mówiąc, nie pamiętam jak ma na imię, ale nie ważne) Zostałam sam na sam z Kamilą. Przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam na dziewczynę. Wyglądała na naprawdę smutną, to do niej nie pasuje.
-Ym... Słuchaj, może powiesz mi co się stało, co? Widzę, że jesteś smutna i, że płakałaś. I ten, noo... Naczy ja nie powiem nikomu jeśli mi się zwierzysz, to ten... logiczne, prawda? Naczy, nie chcę ci się narzucać, jeśli nie chcesz o nie mów. Ale możesz mi powiedzieć, na prawdę nie mam komu powtórzyć...- dukałam zdanie po zdaniu co jakiś czas zerkając na dziewczynę, która w pewnym momencie zaczęła się słabo uśmiechać. Śmieje się ze mnie? Nie chcę wyjść na idiotkę, urazić jej uczuć czy coś.
-Nie stresuj się tak.- uśmiechnęła się i pogładziła mnie po dłoni. Przeszedł mnie dreszcz wywołany absurdalnym stresem. Nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka.
-Powiesz mi?- popatrzyłam się na dziewczynę spod białej grzywki.
-Zostawiła mnie dziewczyna.- nagle posmutniała jeszcze bardziej, oczy zaszkliły się, ale zniwelowała to kilkoma szybkimi mrugnięciami i krzywym uśmiechem. Zasłoniłam usta rękami i nie wiedziałam co powiedzieć. Kamila zaśmiała się ironicznie widząc moją reakcję, na szczęście przyszedł jej przyjaciel, Mateusz, który mnie uratował.
-Co jest, dziewczyny? Cześć, Blanka.- uśmiechnął się do nas i usiadł obok Kamci. Zaskoczył mnie tym, że wie jak mam na imię. Może i chodzimy do jednej klasy, jednakże nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy jakoś dłużej.
-Coś nie tak?- popatrzył się badawczo na swoją przyjaciółkę, która zrobiła minę "na-serio-jeszcze-pytasz?" a on od razu zrozumiał. Chciałabym mieć takiego przyjaciela, chodzi mi o chłopaka/ Paula jest przy mnie zawsze i kocham ją po przyjacielsku najbardziej na świecie, ale fajnie by było poznać "męskie zdanie" na dany temat.
-Dziewczyny, nie smućcie się.- popatrzył ni to na mnie, ni to na Kamilę. Przecież ja się nie smucę.
-Powiedziałaś Blance?- zwrócił się do dziewczyny. Pokiwała głową.
Zapadło milczenie. Było ciężkie, ale nie nieznośne. Korzystając z okazji postanowiłam zaspokoić moją ciekawość i przyjrzałam się Kamili. Dziewczyna była bardzo zadbana, miała ładny, leciutki makijaż ciemnych, teraz nieco zmęczonych oczu, ładnie wyregulowane, również ciemne brwi i równą cerę. Cienkie, ale kształtne usta delikatnie pomalowała jaśniutką szminką, która pasowała do jej paznokci. Teraz zwróciłam wzrok na Mateusza. Miał włosy opadające na twarz w kolorze ciemnego blondu, takie jak ma Paula. Jego zielone oczy, na które zwracasz uwagę jako pierwsze okalają jasne rzęsy. Ciszę przerwał dzwonek, który rozpoczął kolejną lekcję i zepsuł dobry humor wielu uczniów w tej szkole.

***

-Więc dokąd zaciągniesz mnie najpierw?- roześmiałam się i popatrzyłam na skupioną Paulę. Ona tak bardzo kocha zakupy, że mnie to momentami przeraża. Ma mapę galerii w głowie i zna każdy jeden, nawet najmniejszy zakamarek sklepów z ciuchami i butami. To nie tak, że jest jedną z lasek, które mają większe tipsy niż IQ, po prostu lubi grzebać się w sklepach ze szmatami.
-Boże, zobacz, idealna dla ciebie!- w odpowiedzi zostałam pociągnięta przed wystawę sklepu. Przyjaciółka wskazała jakąś bluzkę palcem.
-Nie.- pokręciłam głową. Raczej noszę rzeczy w kolorze czerni, ewentualnie szarego (nie wliczam w to koszuli) a ta koszulka była biała. Nie lubię białych rzeczy bo kojarzą mi się z zajęciami wychowania fizycznego.
-Oj, zobaczmy chociaż.- Paula pociągnęła mnie za sobą do środka. Po chwili odnalazła szukaną rzecz i razem z wieszakiem przyłożyła ją do mnie.
-Tak samo szpetna jak w witrynie.- skwitowałam, ekspedientka zmierzyła mnie dziwnym wzrokiem, ale jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi.
-Nie znasz sięęęę.- jęknęła z dezaprobatą i zaczęła przegrzebywać wieszak opatrzony pokaźnym napisem "SALE"
-Jak ci tam na tych zajęciach, tak w ogóle?- zapytała i przeszła do kolejnej półki. Ja zostałam w miejscu bo wypatrzyłam fajną, ciemnoszarą bluzkę.
-Na tych w MDK'u?- odpowiedziała mi energicznym kiwnięciem głowy.
-Nie wiem, to były tylko jedne zajęcia. Ogólnie wszyscy są sympatyczni, ale trochę zbyt... natarczywi? I wiesz, są niewidomi, więc chcą mnie "zobaczyć" dotykając mojej twarzy. Niespecjalnie mi to pasuje i pewnie wyszłam na nienormalną albo coś...- boję się iść dzisiaj na te cholerne zajęcia. Przecież oni mnie wyśmieją, uciekłam jak ostatnia wariatka. Mam nadzieję, że Ed nic nikomu nie powiedział...
-Nie stlesuj się. Mówisz, że są seldeczni, więc laczej nie będzie żadnych niemiłych sytuacji.- uśmiechnęła się uspokajająco i pokazała mi jakiś sweterek, skinieniem pokazałam jej, by go wzięła.
-To były jedne zajęcia, widziałam ich raz!- fuknęłam. Nienawidzę gdy ona mnie pociesza tak całkiem bez sensu. Temat na chwilę się urwał bo Paula stwierdziła, że mamy dość szmat i, że idziemy do przebieralni. Tam trochę marudziła, że jest gruba chociaż ma super figurę i w sumie ja kupiłam sobie tylko znaleziony przez nią sweterek, a ona wzięła szalik i jakąś kieckę. Zapłaciłyśmy (za hajs ze świąt baluj) i zadowolone ruszyłyśmy dalej.
-A podoba ci się ktoś z tych zajęć?- uśmiechnęła się i zabawnie poruszyła brwiami.
-Widziałam tych ludzi raz!- obruszyłam się.
-Nie próbuj mnie swatać ze wszystkimi na siłę.- dodałam zirytowana.
-Nie chciałabyś mieć się do kogo przytulić?- zrobiła zdziwioną minę.
-Chciałabym. Ale chciałabym najpierw zrozumieć siebie, dopiero potem bawić się w poznawanie innych osób.
-Jesteś tak nie-lomantyczna.- jęknęła z dezaprobatą i skierowała nas do kolejnego sklepu.

***
Wlazłam po schodkach Domu Kultury dzierżąc moją nową zdobycz- starą gitarę Justina. Dał mi ją bo nie jest mu już potrzebna (ma nową) a tą nawet specjalnie nastroił i zmienił struny.  Zbliżyłam się do sali na końcu korytarza. Dobra. Już raz to przeżyłam, więc teraz też dam radę. To tylko lekcja muzyki, tak? Tak. Otworzyłam drzwi. Byłam trochę wcześniej, więc nie wszyscy jeszcze przyszli.
-Dzień dobry. Cześć.- przywitałam się i zbladłam, jeśli to możliwe.
-Cześć Blanka, chodź do nas!- nauczyciel uśmiechnął się przyjaźnie i gestem zachęcił bym podeszła. Popatrzyłam na twarze zwróconych ku mnie osób i starałam się przypomnieć sobie jak mają na imię. Od razu poznałam Oliwkę, która tak bardzo mnie ostatnio speszyła. Była tu też Alicja, która poklepała miejsce obok siebie i ciemnowłosego chłopaka. Obok Alicji siedział także jej chłopak, ale nie pamiętam jak ma na imię.
-Cześć. Blanka, tak?- zapytała gdy zajęłam miejsce obok niej.
-Tak. A ty Alicja?- bądź sympatyczna Blanka, bądź sympatyczna. To będzie moja dzisiejsza mantra.
-Janek.- chłopak z ciemnymi okularami odwrócił się w naszą stronę i uśmiechnął się szczerze.
-Masz bardzo delikatną barwę głosu.- dodał po chwili. Umarłam trochę, ale spokojnie, nie mam czym się przejmować. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy to dobrze. Posiedziałam chwilę cicho, odpowiadałam tylko na zadawane mi co jakiś czas pytania. W końcu wszyscy się zebrali i Ed zabrał głos.
-Dziś tak oficjalnie zaczniemy drugie półrocze naszej nauki. Do naszej grupki osób dołączył kolejny diamencik, czyli Blanka, dla tych, których nie było z nami przed Świętami.- tu popatrzył na (jak miałam się z czasem zorientować) Harry'ego i Gabrysię. Zaczerpnął powietrza i kontynuował:
-Dziś zaczniemy też przygotowywać się do konkursu, który jest co lato. I nie, Wiktoria, nie zamienię wam par.- zgromił wzrokiem dziewczynę Janka.
-Dlaczego?!- wykrzyknęła zasmucona.
-Bo z Oliwią jesteście dobrze zgrane, z Jankiem będziecie musieli się dotrzeć, nie mamy na to czasu.
-Proszę mi uwierzyć, że z Wiktorią już się zgraliśmy i dotarliśmy.- wtrącił Jasiek, przez kółko przeszedł stłumiony chichot, o dziwo Ed nie zdenerwował się, ale posłał mu pobłażliwy uśmiech.
-Nie obchodzą mnie wasze sprawy łóżkowe, bawcie się dobrze. Chodzi mi o to, byście dobrze wypadli na konkursie. Za to mam do ciebie prośbę, Janku.
-Przyszła koza do woza.- Jasiek szepnął mi to do ucha tak, że usłyszałam tylko ja i zachichotałam.
-Jako, że ty i Gabrysia jesteście niewidomi miałem was ze sobą. Teraz, gdy jest z nami Blanka myślę, że dacie sobie radę we dwoje. Bez obrazy Gabi, ale Janek gra dłużej od ciebie i wiesz...
-Jasne, nie ma problemu- zaśmiała się dziewczyna.
-Myślę, że to będzie dobry plan. Ty dobrze grasz na gitarze, a Blanka jest spokojną i zdystansowaną osobą, więc utrzyma cię w ryzach. Chcesz być z nią w parze? A ty Blanko, chcesz grać z Jankiem?- zaimponował mi tym, że traktował nas na równi ze sobą, nie każdy nauczyciel tak robi. W sumie nie ma między nami aż tak strasznej różnicy wiekowej.
-Jak dla mnie nie ma problemu.- wzruszyłam ramionami. Szczerze powiedziawszy wolałabym, by z początku pomagał mi Ed, ale nie chcę nic wymyślać.Janek popatrzył pytająco na Wiktorię, ta niemal niezauważalnie zmierzyła mnie wzrokiem i z uśmiechem skinęła głową. Ufają sobie, to kochane.
-Jasne, dla mnie też nie ma problemu.- rozpromienił się.
-No więc świetnie! Usiądźcie parami i trochę się rozegrajcie, skoczę do informacji po broszurki bo oczywiście nie wziąłem.- rudowłosy mężczyzna klasnął w dłonie i energicznym krokiem wyszedł z sali. Zrobił się gwar, ale po chwili wszyscy siedzieli parami. Ja z Jankiem, Oliwia z Wiktorią, Niall z Liamem, Ala z Harrym (ciekawe czemu nie jest z Liamem, skoro ten jest jej chłopakiem) a Gabrysia usiadła obok krzesła Ed'a.
-Znasz chwyty?- z zamyślenia wyrwał mnie Jasiek.
-Chyba tak, mój brat gra na gitarze i miałam okazję go obserwować.- uśmiechnęłam się, ale zaraz przypomniało mi się, że on tego nie widzi i nieco się speszyłam.
-No to pokaż mi. Mów dźwięki spróbuj je zagrać.-wykonałam polecenie, poprawił mnie z trzy razy. Cwaniaczek, jak dobrze słyszy. Reszta próby minęła nam na kłóceniu się o piosenki, które zagra każda z par, na koniec trochę pograliśmy.  Nie było nawet tak źle, Janek w przerwach gadał trochę ze mną, ale na momenty odwracał się do Wiki. Te chwile wykorzystywała Alicja, która zagadywała na wszelkie możliwe sposoby.
-Może wyskoczymy na jakąś herbatkę?- uśmiechnęła się pod koniec zajęć.
-Wiesz, tak w zasadzie to muszę iść bo mam spotkanie z Panem Romanem.- zaczęłam pospiesznie zakładać kurtkę.
-Panem Romanem?- zmarszczyła brwi w podobny sposób do Justina.
-Mój psycholog.- ściszyłam głos. Pokiwała ze zrozumieniem głową.
-Mam nadzieję, że następnym razem cię gdzieś wyciągnę.- uśmiechnęła się do mnie, odpowiedziałam tym samym tylko, że trochę bardziej nieśmiało i wybiegłam na autobus.

***

-Jak się dziś czujesz, Blanko?- głos mojego terapeuty rozlał się jak miód po całym pokoju. Uwielbiam miód, tak w gwoli ścisłości.
-Bardzo dobrze.- uśmiechnęłam się.
-Dlaczego?- zapytał i zaplótł palce w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Byłam dziś na zakupach z Paulą. I na tym kursie.- przewróciłam oczami.
-Poznałaś kogoś?- dopytywał
-Tak, kilka osób. Mamy fajnego nauczyciela i niewielką grupkę, zaledwie dziesięć osób.
-Jak się czujesz wśród tych ludzi?
-W sumie to nie jest źle. Trochę się peszę, ale są bardzo mili. Nie śmieją się z mojej... barwy.
-No widzisz?- uśmiechnął się.
-Są niewidomi.- skwitowałam. Pan Roman parsknął śmiechem.
-Przepraszam cię, na prawdę.
-Nic się nie stało.- odparłam.
-Nie wszyscy są niewidomi, jest pół na pół.- dodałam. Dalej rozmowa toczyła się już swoim spokojnym i bardzo oczyszczającym torem. Opowiedziałam psychologowi o moim wybryku u ojca, niespecjalnie mu się to podobało, ale nie negował mnie, uwielbiam go za to. Spotkanie jak zwykle skończyło się jak dla mnie zbyt szybko i musiałam już wracać do domu. Zmęczona padłam spać gdy tylko skończyłam lekcje z francuskiego. Zbyt intensywny dzień, matko.



♣♣♣
TADA! Patrzcie jak dziś wyszło długo! :D Jak Wam się podoba? 8) Akcja powoli zaczyna się rozwijać, zaczniemy co raz to głębiej wbijać się w osobowości naszych bohaterów :D Kto i dlaczego Wam najbardziej przypadł do gustu? :) Jak rozwiną się nowe znajomości Blanki? I czy to w ogóle nastąpi? Piszcie mi co tam Wam przyjdzie do głowy.
I komentujcie, proszę bo komentarze karmią wenę :D
Pochwalę się: rozdział ma jakieś 2300 słów :D Trochę mniej, bo liczy się też ta notka pod rozdziałem, ale jednak to dość dużo! XD
Ps. Wolicie dłuższe rozdziały (takie jak ten, może i więcej) trochę rzadziej, czy krótsze, ale częściej? Ja nie wiem, piszcie jaka forma się wam podoba :>
I WAŻNE: czy Paula ma nie wymawiać 'r'? Naczy, czy mam to tak zapisywać? Napiszcie mi jak będzie lepiej :>
A teraz zapraszam na: 
 
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 4

-Mamo, ale ja nie chcę jechać do niego na Święta.- wtuliłam się w koszulkę mojej rodzicielki i łkałam jak małe dziecko, mimo że mój telefon dzwoni już drugi raz. Muszę jechać do mojego ojca na święta. Nie chcę,  nie chcę, nie chcę. Nie lubię mojego ojca, sam sobie na to zasłużył zostawiając mamę. To ten typ człowieka, który myśli, że jak da mi nowy telefon, Air Maxy i trzy stówy "kieszonkowego" to będę go kochać i uwielbiać. Otóż nie, nie będę. Ma mnie i Justina w dupie przez praktycznie cały rok, na urodziny wysyła pieprzony breloczek zespołu, który lubiłam cztery lata temu i kopertę z hajsem i jest z siebie bardzo zadowolony.
-No już siostra, daj spokój. Chodź, tata czeka, nie będzie przecież tak źle.- przytulił mnie, tym samym wyciągając z objęć mamy.
-Pa, wesołych Świąt.- zwróciłam się do kobiety kiedy wychodziliśmy i poszłam za bratem, który zabrał mój plecak. Może trochę przesadzam z tym jak przeżywam wyjazd do taty, ale to Wigilia, chcę ja spędzić z najbliższymi, nie z tatą.
-Siostra, noo. Nie będzie przecież tak źle.- Justin pogłaskał mnie po głowie gdy zjeżdżaliśmy windą na dół.
-Wiesz, że nie cierpię naszego ojca.
-Wiem, ale będzie mu przykro.- odparł i podał mi chusteczkę, którą wyciągnął z mojej kieszeni.
-A nam nie jest przykro? Naszej mamie nie jest przykro? Cholera, Justin! Zastanów się!- zdenerwowana machnęłam ręką by wziąć od niego chustkę.
-No już, spokój, wyglądasz jak półtora nieszczęścia, popraw włosy. I zapnij się! Czemu wzięłaś tę cienką kurtkę?- pomiędzy brwiami, które zmarszczył powstała kreska, taka sama jak ma mama. Ogólnie on bardziej wdał się w wygląd mamy, ja (niestety) jestem podobna do taty. No, może poza kolorystyką. Mój brat poza wyglądem odziedziczył po mamie niesamowitą chęć kontrolowania mnie. I poza momentami w których się kłócimy (no dobra, to nie są momenty, cały czas się kłócimy) traktuje mnie niemal protekcjonalnie, jak dziecko. Chyba, że ma wyjątkowo dobry humor, wtedy używa wobec mnie tonu jak do Amandy (którą oczywiście ze sobą zabrał. I ubrał jej idiotyczny sweterek żeby nie było jej zimno. On jest chory psychicznie, serio) Winda dojechała na dół, otworzyła się. Przed nami stał ucieszony ojciec.Justin przywitał się z nim w charakterystyczny, męski sposób.
-Hej tato!- zawołałam bo nadeszła moja kolej. Byłam pewna, że zaczeka na nas przed samochodem.
-Moje dzieci.- przyciągnął nas do siebie i przytulił tak mocno, że nie mam najmniejszych szans na nabranie powietrza.
-Tak się cieszę, że spędzę z wami te Święta.- nie odpowiedzieliśmy bo skupiliśmy się na walce o tlen.
-No już dobra, chodźcie.- wziął od mojego brata plecaki i niemal podskakując poszedł do samochodu.
-Zobacz, jak się cieszy, przestań się fochać- szepnął mój brat, ale zbyłam go gestem.
-Blanko, płakałaś?- zapytał tata patrząc we wsteczne lusterko.
-Nie, to tylko alergia, ścierałam kurz i wiesz.- uśmiechnęłam się uspokajająco, próbuję być miła.  Oczywiście mój tatuś nie pamięta, że nie mam alergii na kurz.
-A jak tam w szkole?- bezradnie próbował podtrzymać dyskusję.
-Jezu, nie wiem jak przeżyję do końca roku szkolnego. -zaśmiał się Justin.
-A u ciebie, córciu?
-Tak jak zawsze.- wzruszyłam ramionami. 
-A jak jest zawsze.- uśmiechnął się znów zerkając w tylne lusterko i zatrzymując się na światłach.
-Jakbyś był zawsze, to byś wiedział.- jego uśmiech zbladł, a ja ostentacyjnie wsadziłam słuchawki w uszy.

***

Mieszkanie mojego ojca jest takie samo jak on: drogie, wysokie, stylowe i sztuczne. Wszystko jest utrzymane w kolorach bieli i czerni na wysoki pomysł, panuje minimalizm, więc jest tu po prostu pusto i "zimno". Pokój, który zajmuję jest większy niż salon i kuchnia w moim mieszkaniu razem wzięte, mam nawet osobną łazienkę i garderobę, która jest bezużyteczna bo stoi pusta, nie mam tu żadnych swoich rzeczy.
Wigilia wyszła strasznie sztuczna, siedzieliśmy we trójkę przy stole zastawionym potrawami z garmażerki. Tata próbował zaczynać jakieś tematy, ale przy pytaniu "Jak się czuje wasza mama?" pozwoliłam sobie odpuścić naszą BARDZO rodzinną wieczerzę i zamknęłam się w swoim pokoju. Zadzwoniłam do Pauli.
-Cześć Duszyczko, jak się czujesz?- odebrała po trzech sygnałach mimo, że jest na Wigilii u swojej babci. Kocham ją za to.
-Cudnie, jak zawsze u mojego tatusia.- prychnęłam z sarkazmem.
-Ale jest aż tak źle?
-Tak. Zapytał o to, jak czuje się mama.
-Przecież się stala, odpuść mu tlochę.- jęknęła w słuchawkę.
-Doskonale wiesz jaki jest!- odparłam rozeźlona, co ona mi w ogóle proponuje?
-Dobla, nie chcę się kłócić. Jak minęła ci lekcja w MDK'u?
-Cudnie, jak wszystko w ostatnich dniach. Przynajmniej mamy fajnego nauczyciela. Ludzie też nie są źli, ale sam fakt tego, że czegoś ode mnie chcą mnie odstręcza.- rzuciłam się na mięciutkie łóżko pełne poduszek. Paula próbowała mnie jakoś pocieszać i wmówić, że się przezywczaję i, że Święta nie będą takie złe, ale już po chwili ktoś ją zawołał i musiała iść. Nie zatrzymywałam jej, ma ważniejsze sprawy na głowie.

***

Siedzę sama od kilku godzin, Justin wołał mnie dwa razy, ale ja nie chciałam iść.  Patrzyłam przez wielkie okno na udekorowane centrum miasta (z dwudziestego któregoś piętra wygląda to prześwietnie) gdy rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do mojego pokoju wszedł tata. Trzymał w rękach prezent, który prawdopodobnie jest wart więcej niż całe moje życie. Podał go mi, popatrzyłam na niego pytająco.
-Otwórz.- skinął głową. Prezent został na prawdę ślicznie opakowany, miał ładną, materiałową wstążkę i biały, delikatnie zdobiony w małe gwiazdki papier. Rozwiązałam wszystko ostrożnie, szkoda niszczyć. zobaczyłam małe pudełeczko z jakimiś perfumami, coś jakby pudełko na wisiorek i coś przewiązanego niezdarnie, widać, że tata pakował to sam. rozerwałam papier i zobaczyłam kilkanaście zdjęć przedziurawionych i związanych razem. Zaczęłam je przeglądać. Na pierwszym ja z tatą, siedzimy na gigantycznym dinozaurze, miałam kilka lat. Kolejne, ja z tatą, pozujemy obok zbudowanego przez nas bałwana. Następne, ja z tatą, stoimy po kostki w wodzie i trzymamy złowione, zawieszone na żyłkach rybki. Kolejne, ja z tatą, stoję przebrana za królewnę, pamiętam, ze było to w trzeciej klasie. Następne, czas cofnął się o siedemnaście lat, tata trzyma mnie maleńką na rękach, wyglądam jakbym dopiero co się urodziła. Były zdjęcia z tego jak byliśmy nad jeziorem, jak jechałam z tatą na karuzeli, jak próbowałam uczyć się żonglować, mój ojciec łapie piłeczki (co by nie mówić, mój tata jest w tym absolutnym mistrzem) Zaczęłam płakać.
-I czemu to wszystko zepsułeś?- zapytałam odkładając zdjęcia na inne pudełeczka.
-Nie zepsułem, nadal może tak być. To ty mnie przekreślasz. Nie wiesz nawet jak się staram...
-Starasz się? Nie mam pretensji o to, że zostawiłeś moją mamę, już mi przeszło! Mam żal o to, że przypominasz sobie o mnie, o Justinie tylko w Święta! Nie wiesz o nas nic, nie wiesz czego słuchamy, czym się interesujemy. Wiesz w której jestem klasie?
-Drugiej.- odparł pewnie, wstałam.
-Ale w "A", "B" czy "C"?- prześwietliłam go wzrokiem, nie odpowiedział.
-No właśnie.- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Bo ze mną nie rozmawiasz! Zbywasz moje pytania półsłówkami!- również wstał.
-A kiedy, poza dniem dzisiejszym, chciałeś ze mną rozmawiać? Kiedy do mnie zadzwoniłeś?- zapytałam płacząc na całego. Znów nie otrzymałam odpowiedzi.
-NIGDY na nic nie masz czasu! NIGDY nic cię nie obchodzi!- krzyknęłam w jego stronę.
-Ależ obchodzi mnie!- również podniósł głos.
-Niby co? Jak się czuje mama? Weź, odpuść!- odwróciłam się do niego tyłem.
-Co tu się dzieje, czemu tak krzyczycie?- do pokoju wpadł Justin.
-Zgadnij!- wrzasnęłam zakrywając twarz dłońmi.
-Czemu wy nigdy nie możecie zachowywać się normalnie?! Wiecznie się tylko kłócicie! Są cholerne Święta, nie możecie odpuścić?!
-Nie!- prychnęłam, zaczęłam się trząść, nie wzięłam tabletek na uspokojenie, super.
-Świetnie!- krzyknął chłopak i trzasnął drzwiami. Tata podszedł do mnie, próbował mnie przytulić, ale odepchnęłam go od siebie i kazałam wyjść z pokoju.

Nazajutrz, zanim ktokolwiek wstał wróciłam do domu pociągiem, zostawiłam tylko karteczkę na blacie żeby się nie zastanawiali co się ze mną stało.

***

Mama nie była zła kiedy wróciłam. Nie powiedziała nic, nie miała pretensji, ale słyszałam, że długo rozmawiała z tatą. Paula nadal nie wróciła od babci, więc Sylwester spędzę całkiem sama, mama idzie do koleżanki a Jason został u taty dłużej, jadą razem na Noworoczne Narty. Mam wolne. Poszłam do sklepu żeby kupić coś do picia (bez procentów) i jakieś chrupki. Stałam właśnie przy kasie z oranżadą i tymi przeklętymi chipsami kiedy w kasie obok zobaczyłam kilka osób z mojej klasy z kimś starszych, kupowali alkohol i alkohol i jeszcze trochę alkoholu.
-Wpadniesz na naszą imprezę?- zagadała mnie jedna z dziewczyn, która mimo, ze zakrywałam się kołnierzykiem mnie rozpoznała.
-Nieee, mam już jakieś plany.- odparłam z uśmiechem. Dziewczyna zmierzyła wzrokiem mnie oraz moje zakupy i pokiwała głową.
-Ok rozumiem. Ale jesteś chora? Wyglądasz tak jakoś mizernie.- w tym momencie odwróciło się dwóch chłopaków, nie z naszej szkoły. Poczułam jak uginają się pode mną nogi, skąd biorą się tak ładni ludzie?
-Trochę źle się czuję, ale to nic.- zaśmiałam się. Chłopcy powiedzieli do siebie coś, czego nie usłyszałam, popatrzyli się na mnie, zaśmiali i odwrócili się znów do kasy.
-No to miłej zabawy, skoro masz plany, na pewno tak będzie.- dziewczyna znów obrzuciła mnie pełnym pogardy wzrokiem
-No jasne!- uśmiechnęłam się i zapłaciłam kasjerce. Oddaliłam się szybko i desperacko spróbowałam poprawić swój beznadziejny stan. Jak to się dzieje, że zawsze kiedy wyglądam beznadziejnie kogoś spotykam, a kiedy jest nawet nawet, takie względne sześć na dziesięć  ulice są opustoszałe? To serio nie fair.

Noc sylwestrową spędziłam zaiste szampańsko, objadłam się chrupek i obejrzałam trzy babskie filmy, które jak są urocze, tak nijak nie mają w sobie prawdy. I zasnęłam o jedenastej, ups. Wprawdzie obudziły mnie fajerwerki, zobaczyłam je, odpisałam Pauli na sms'a z życzeniami, ale po piętnastu minutach znów poszłam spać. No cóż, nie jestem imprezowy typem.




♣♣♣
No więc mamy kolejny rozdział! :D Jak Wam się podoba? mam nadzieję, że nie macie żalu o to, że nie ma dziś Janka? Odbijemy to sobie w kolejnym rozdziale :> Ale komentujcie i piszcie mi co myślicie o kłótni Blanki z tatą i czy relacje rodzeństwa jakoś się zmienią? :> I inne rzeczy, które przyjdą Wam do głowy :> 
Teraz zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam,
Miśka