-Dobra, co chcesz kupić?- zapytałam Pauli, która przyglądała się wystawie sklepu rowerowego.
-Może bidony dla chłopaków? W sumie jeżdżą tymi lowelami to im się przyda, plawda?- popatrzyła się na mnie pytającym wzrokiem i popukała palcem w szybkę.
-A nie mają żadnych bidonów?
-Mają, ale są stale. Wrzucę im do ślodka jakieś słodycze i będzie ok.- i tym sposobem zakupiłyśmy bidony. Paula ma dwójkę młodszych braci, którzy wytrwale uskuteczniają kolarstwo górskie i całkiem nieźle im to idzie, są w jakimś klubie. Ruszyłyśmy dalej, kupiłam mamie ładny, biały wazon, który wygląda jakby był stłuczony. Miła pani ekspedientka nawet mi go zapakowała, bardzo się z tego cieszę bo moje pakowanie wygląda tak, że opakowanie zawiera więcej taśmy i nienawiści do świata niż papieru ozdobnego.
-A masz coś dla Cynamona?
-Właśnie nie. Myślałam nad płytą Ciężkich puszek, ale ty już mu dałaś zglać od siebie, głupia łajzo.- tyknęła mnie w ramię.
-Daj mu kaktusa.- wzruszyłam ramionami i pokazałam na kwiaciarnię.
-Co? Czemu kaktusa?
-Bo to bez sensu. Poza tym: kto nie lubi kaktusów? Nie trzeba ich podlewać i w ogóle. A te są kwitnące i mają urocze czapeczki mikołajów, zobacz.- zbliżyłyśmy się do witryny, na której rzeczywiście stały kaktusy. Niektóre miały ładne, różowe lub żółte kwiatuszki wyrastające jakoś od boku i na każdym kaktusie była malutka, filcowa czapeczka mikołaja, wyglądało to uroczo.
-Napiszesz mu na doniczce, że jest super chłopakiem, że go kochasz ponad swe życie i inne takie tandetne teksty. Spodoba mu się, tak myślę.
-No dobla, jak coś to to będzie twoja wina. I pomożesz mi lysować po tej doniczce.
-Niby z jakiej racji mam ci pomagać?- zaśmiałam się i otworzyłam przyjaciółce drzwi do kwiaciarni, uderzyło nas ciepłe, pachnące powietrze.
-Bo cię ploszę.- uśmiechnęła się rozbrajająco i zwrociła się to wlaścicielki kwiaciarni
-Dzień dobly, chciałyśmy plosić o jednego kaktusa. Tego z lóżowym kwiatkiem.- zakupiłyśmy kaktusa, którego schowałyśmy w pudełeczko i owinęłyśmy szalikiem by nie zmarzł, w końcu to roślinka, która lubi ciepło i udałyśmy się na poszukiwanie pisaków do szkła. Po drodze kupiłam Justinowi urocze, reniferkowe skarpetki i słuchawki bo ciągle potrzebuje nowych, Amanda przegryza mu kabelki. Głupi gryzoń. W sensie, że szynszyla, nie mój brat.
***
-Dzień dobry, chciałabym się zapytać o wolne miejsce na jakieś kółka, te tematy.- zagadałam jakąś kobietkę w pokoju "informacja". Jestem już w MDK'u ( Miejski Dom Kultury) i muszę się na coś zapisać.
Ta dziewczyna, w zasadzie już raczej nie dziewczyna bo kobieta, do której się zwróciłam przypomina jedną z tych przerażających pań na poczcie ze zbyt czerwoną szminką na ustach i sposobem poruszania się, który wskazuje na straszne zmęczenie i zniechęcenie życiem.
-Czy sądzisz, że w połowie roku szkolnego są miejsca na jakiś zajęciach?
-Tak.- odparłam pewnie. Wiem, że nic nie ma, ale chcę jej zrobić na złość i zmusić ją do szukania.
-No to ja ci mówię, że nic nie ma.-prychnęła i odwróciła się w stronę monitora, zapewne myśląc, że tak po prostu odpuszczę.
-Ale proszę sprawdzić.- oparłam się o blat. Nagle pojawił się obok mnie rudowłosy mężczyzna z lekkim zarostem i gitarą w ręku.
-Zapisz się do mnie, jeśli nie odpychają cię niewidomi.- odskoczyłam od niego przestraszona.
-Dzień dobry.- fuknęłam wkurzona.
-Dzień dobry.- roześmiał się facet.
-A jakie zajęcia pan prowadzi?- zapytałam, może trochę głupio bo trzyma gitarę. Ale z drugiej strony wspomniał o niewidomych, więc nie sądzę by oni grali na gitarze.
-Lekcje gry na gitarze.- z uśmiechem wskazał na instrument potwierdzając moje przypuszczenia.
-Z niewidomymi?
-Z niewidomymi.- przytaknął.
-No to mój poziom.- roześmiałam się, to zabrzmiało chyba trochę chamsko, ale trudno.
-Żebyś się nie zdziwiła. Wpadnij do nas pojutrze o szesnastej, zobaczysz jak to jest.
-Mam ci ją zapisać?- kobieta, która była mną widocznie zirytowana zapytała się faceta od gitary, który spojrzał na mnie pytająco.
-Nie, na razie nie. Zobaczę po tych zajęciach. Szesnasta, tak?
-Tak, szesnasta. W sali numer pięć, jest tam, na końcu korytarza- wskazał palcem i z uśmiechem kiwnął głową na pożegnanie. Odpowiedziałam tym samym i ruszyłam w stronę wyjścia. Mam nadzieję, że zdążę na przystanek.
***
Dzień pierwszych zajęć.
Moja kuchnia jest cudownym miejscem. Zwłaszcza o wschodzie słońca. Z powodów znanych tylko mojemu umysłowi obudziłam się o piątej trzydzieści i za nic nie mogłam zasnąć. Teraz siedzę na blacie w kuchni z twarzą przyklejoną do szyby i gapię się na zaróżowione niebo, na złote błyski lekko odbijające się w szarowatych chmurach i na latające w kółko ptaki. Na tle tego kolorowego przedstawienia słonecznych promieni widnieje szare miasto z blokami, kominami i wielkimi oświetlonymi banerami, które mówią o rzeczach dobijająco niepotrzebnych. Nieco niżej samochody trwają w swojej niekończącej się podróży i wiozą ludzi do pracy. Dziś wyjątkowo do szkoły nie, jako uczniowie mamy już wolne i zapuszczamy korzenie przed komputerami. Świetnie. I jakże świątecznie, nie ma co.
Mojej mamy nie ma już w domu bo siedzi w pracy i robi ludziom kremy na jakieś parchy i inne niesmaczne, ale ludzkie rzeczy. Nigdy nie ma jej w domu, jest zbyt zapracowana i zajęta wiązaniem końca z końcem. (To przez mojego ojca, który ją zostawil) Nie pozwala mi chodzić do pracy "bo i tak mam szkołę i inne sprawy" A Justin... Justin to Justin, nie można wymagać od niego więcej niż opieki nad szynszylą.
Słońce wzeszło już na tyle, że nie maluje chmur, po prostu oświetla wszystko i rzuca długie, zniekształcone cienie. A ja nadal siedzę na blacie i patrzę się na miasto, które jest zapomnianym strychem świata, zbierają się tu tylko pajęczyny i niepotrzebne graty takie jak ja.
***
Jest za trzy szesnasta, wlazłam po kamiennych, szerokich schodkach MDK'u i otworzyłam ciężkie, białe drzwi. Uśmiechnęłam się promiennym uśmiechem, który mimo złudnej uprzejmości wręcz ociekał sarkazmem do pani z pokoju "informacja" i poszłam do sali numer pięć.
Trzy głębokie wdechy.
Wchodzę.
Gwar na moment cichnie, wszyscy patrzą się na mnie przez chwilę jakby się mnie spodziewali i powoli każda twarz rozjaśnia się uśmiechem. Naczy, patrzą się ci, co mogą się patrzeć. Mniej więcej połowa osób ma ciemne, grube okulary, przez które ciężko coś zobaczyć, ale im to nie przeszkadza, przecież nie widzą nic przez to, że są ślepi.
-Ym, dzień dobry? Hej, czy coś.- poruszyłam w powietrzu ręką, próbowałam pomachać. Nie ma się co stresować, idiotko. To zwykłe osoby, uspokój się. Wdech, wydech.
-No witamy, czekaliśmy na ciebie, chodź, przedstawisz się.- rudowłosy nauczyciel ze wczoraj przywołał mnie do grupki ludzi siedzących w kółku naokoło dywanu. Jezu, umrę. Za dużo ludzi w jednym miejscu, którzy się na mnie patrzą. Wróć, zwracają uwagę bo nie wszyscy patrzą. Jezus, muszę się uspokoić.
-Noo... Mam na imię Blanka. Jestem w drugiej klasie liceum na profilu językowym. Ym... Lubię... słuchać muzyki i... Jezu, nie jestem ciekawą osobą, nie wiem co mam mówić. - zasłoniłam twarz rękami, nienawidzę mówić coś do większej grupki osób. Trzęsą mi się ręce i czuję jak po plecach spłynęła mi kropelka potu. Spokojnie.
-Nie stresuj się tak, przecież nie chcemy się zjeść. Mam na nazwisko Sheeran, na imię Edward, ale to imię jest głupie i mów do mnie Ed, to zdrobnienie. Przyleciałem do Polski trzy lata temu by móc zamieszkać z dziewczyną, ale coś nam nie wyszło. Obecnie mam dwadzieścia cztery lata i uczę muzyki tutaj oraz w dwóch szkołach.- uśmiechnął się szeroko i wskazał na dziewczynę, która miała się przedstawić.
-Elo, jestem Alicja i... czytam w nocy zamiast spać. Lubię piżamy, perfumy i muzykę, to chyba logiczne. Mam siedemnaście lat i nie wiem co zrobię z życiem po liceum, dzięki.- jej głos był tak ciepły i przyjemy, że masz wrażenie, że mówi do ciebie twoja mama gdy jesteś chory. Efekt psuł ubiór, który wskazywał na to, że ta dziewczyna ukradnie ci kota, zmieli go i odda cześć szatanowi. Ala oddała głos kolejnej osobie.
-Jestem Liam, nie widzę od roku z hakiem i umawiam się z tą frajerką.- tu chłopak klepnął dziewczynę (Alicję) w ramię.
-Lubię Disneya, nie śmiej się. Lubię gotować i lubię jeść. Ale nie łyżką, ok. Teraz ty, Niall.- zwrócił się w stronę blondyna.
-Jak wspomniał mój przyjaciel, mam na imię Niall i z początku byłem opiekunem Liama. Nie wiem, cóż mógłbym o sobie powiedzieć, głupio przytaczać tak losowe fakty o sobie samym. Niemniej jednak nie wypada się nie przedstawić, więc powiem ci, że moimi ulubionymi filmami zdecydowanie są te straszne, wprost ubóstwiam horrory. Nie przepadam za to za królikami, wyglądają parszywie z tymi swoimi czerwonymi oczami, niektóre tak mają, na prawdę.- blondyn ma dziwny sposób mówienia, da się to odczuć od razu. Klepnął dziewczynę siedzącą obok niego w ramię i przekazał jej głos.
-Mam na imię Oliwia, nie widzę od urodzenia. Uwielbiam morze, zwłaszcza polskie. Chcę kiedyś wyjechać do Szwecji i założyć tam hodowlę psów. Kocham żółty ser z czekoladą. Jeśli chcesz żebym cię polubiła- daj mi go.- zaśmiałam się cicho, to absurdalne. Kolejna osoba.
-Mam na imię Janek, straciłem wzrok trzy lata temu w wypadku samochodowym i przez to porzuciłem jazdę na rowerze.- narzucił mi niepokojącą myśl o braciach Pauli.
-Teraz wszystkim co mam jest muzyka i audiobooki. I moja dziewczyna, Wiktoria.- ciemnowłosy chłopak pokazał na sympatyczną dziewczynę siedzącą obok niego.
-Jestem Wiktoria, mam osiemnaście lat od jakiegoś tygodnia i kolekcjonuję znaczki, guziki oraz pocztówki. Mimo tego, że jestem strasznym chomikiem muszę mieć wszystko ładnie poukładanie.- tak jak włosy. Ale to już dodałam swoich myślach. To byli już wszyscy.
-Do naszej małej grupki należy jeszcze Gabrysia, która wyjechała już na święta i Harry, który się rozchorował.- Ed posłał mi łagodne spojrzenie. Zaczął mówić coś o konkursie gitarowym dla osób niewidomych i o tym, że możemy do niego przystąpić. Potem zaczęli grać kolędy a ja rozpłynęłam się jak masło na ciepłej kukurydzy. Nigdy nie przypuszczałabym, że osoby niewidome będą grały aż tak dobrze. Cóż, takie rzeczy nazywa się talentem. W trakcie zajęć, które zleciały niespodziewanie szybko rozejrzałam się po sali. Miała ładne, ciepłe kolory na ścianach, wyciszone okna i drzwi. Na środku leżał dywan z rysunkiem ósemki (to ta nutka z 'ogonkiem" ;>) a przy ścianach stały półki z różnymi instrumentami, książkami, zeszytami i różnymi nagrodami w klimacie muzycznym. W rogu stało wysłużone pianino z kolorowymi klawiszami, na którym stały kwiatki doniczkowe. Urocze miejsce, takie... przyjazne.
Po zajęciach wszyscy podeszli do mnie i chcieli być mili, ale mega mnie stresowali. Szalę goryczy przechyliła Oliwia.
-Mogę cię zobaczyć?- nie czekając na odpowiedź wyciągnęła rękę by dotknąć mojej twarzy.
-Nie, stop, nie dotykaj mnie!- powiedziałam za głośno i spanikowana zrobiłam krok w tył, wpadłam na nauczyciela i ciemnowłosego chłopaka (bodajże Janka) Przeprosiłam wszystkich naprędce i z płaczem wyszłam z klasy. Odeszłam parę metrów i osunęłam się po zimnej ścianie.
-Spokojnie, spokojnie, spokojnie, spokojnie.- szeptałam sama do siebie. Boję się ludzi, nienawidzę takich sytuacji!
-Blanka, co się stało?- Ed usiadł obok mnie, ale po chwili zreflektował się i zwiększył odległość.
-Nic takiego, zestresowałam się trochę, no i ten. To nic takiego.
-Przecież widzę, że...- przerwałam mu.
-Wszystko jest ok! Proszę przestać pytać, przecież mówię, że jest dobrze!- wybuchłam. Daj mi spokój, człowieku, błagam. Mężczyzna jakby się przestraszył, ale po chwili wyraz jego twarzy przybrał uspokajający wyraz.
-Dobrze, ale jeśli coś będzie nie tak możesz mi o tym powiedzieć, jasne? Proszę, twoja kurtka. Mam nadzieję, że zobaczę cię na kolejnych zajęciach?- chcąc poprawić swoją reputację przyjęłam okrycie z uśmiechem i odprałam
-Tak, przyjdę na pewno. Dopiero po świętach? I też w czwartek na szesnastą?- nauczyciel przytaknął, uśmiechnął się i wrócił pod drzwi aby je zamknąć. Ruszyłam w stronę wyjścia, chcę do domu.
♣♣♣
Proszę bardzo, oto jest rozdział! :D Jak Wam się podoba? :D Co myślicie o bohaterach? Piszcie koniecznie w komentarzach! Mam nadzieję, że się postaracie bo dziś rozdział wyszedł dłuuugi! :D
Muszę szybko spadać, więc:
Teraz zapraszam na:
Cieplutko pozdrawiam
Miśka